Odyseja 1918 Rozdział V 101

 

Czy Antoni nie mógł wybrać drogi morskiej?

 

Czy Antoni mógł dotrzeć do Kongresówki, decydując się na podróż statkiem, z któregoś portu morskiego wschodniej Azji? Jak już wspomniałem z uwagi na ograniczoną liczbę udokumentowanych danych co do losów Antoniego nie mogę wykluczyć z góry żadnej możliwości. Niemniej taka wersja wydarzeń nie wydaje się prawdopodobna. Dlaczego?

Nazwa Harbin nawiązuje do sieci rybackich. Niemniej nie dlatego, że miasto leży nad oceanem, ale dlatego, że było usytuowane przy rzece. Inaczej myśli się o morzu jak się przebywa przez całe życie w głębi interioru, a inaczej, kiedy całe życie spędza się w porcie. Z Harbinu do rosyjskiego Władywostoku w linii prostej było ok. 500 km. Drogę tą można było pokonać koleją, ale co dalej? Jakby zabłąkał się w to miejsce książki ktoś „z pokolenia smartfona” to – choć brzmi to kompletnie niewiarygodne – nie było wówczas „apki” z rejsami statków do Europy. Nie było też ofert rejsów turystycznych specjalnymi wycieczkowcami. Zamustrowanie się na odpowiedni statek było niewiadomą.

Zresztą zwykły kapral z rosyjskiej armii z pewnością nie mógłby odłożyć wystarczających funduszy na kosztowną podróż morską do Europy przez trzy oceany: Pacyfik, Indyjski, Atlantyk. Jest wątpliwe, czy w ostatnich miesiącach wojny w ogóle żołnierze otrzymywali jakikolwiek żołd. Antoni nie miał takich możliwości finansowych jak Oberleutnant zur See Wilhelm Canaris, którego z honorami przyjmowano w niemieckiej ambasadzie w Chile. Przypadki podróży morskich z Dalekiego Wschodu do Europy zwykłych, anonimowych ludzi, które zostaną opisane dalej, zawsze były odpowiednio sponsorowane. W dostępnych dla mnie źródłach nie znalazłem wzmianki, że Gospoda Polska w roku 1918 udzieliła jakiegoś wsparcia na zakup biletu czy biletów na podroż morską.

Potrzebny jest też szybki rzut oka na sytuację wojskowo – polityczną. Władywostok został zdobyty przez bolszewików w grudniu 1917 r. Dopiero w kwietniu 1918 r. został zajęty przez desant wojsk japońskich, angielskich i amerykańskich. Czerwoni odbili ten ważny port w roku 1922. Zorganizowane ewakuacje Polaków z Władywostoku mają miejsce wówczas, gdy jest on przyczółkiem Białych.

Trudno założyć, że Antoni, znalazłszy się w jakimś porcie zamustrował się na jakąś obcą krypę na metodę filmowego Franka Dolasa. Według książeczki wojskowej Antoni znał jedynie język polski i język rosyjski. Czy znajomość rosyjskiego byłaby wystarczająca, aby dotrzeć np. do wówczas niemieckiego Gdańska? Czy mimo bariery językowej mógł dostać fuchę palacza będąc, zapewne, bez większego grosza przy duszy?

Dostać się drogą morską do Europy, czyli dokąd? Należy pamiętać, że w styczniu 1918 roku Wielka Wojna nie była jeszcze rozstrzygnięta. Europa na linii frontu zachodniego była podzielona transzejami okopów i zasieków. Trwała wyniszczająca wojna pozycyjna. Nie była to ani „dziwna wojna” ani „wojna hybrydowa”. Pole walki, przez każdą ze stron, było zalewane tysiącami pocisków. Dużo wówczas wskazywało na możliwy sukces państw centralnych. Niemcy wysyłając Lenina do Rosji właśnie uwalniali sobie ręce na froncie wschodnim. Zatem po ewentualnym przybyciu Antoniego drogą morską do Europy transfer lądowy do Kongresówki przez Niemcy czy inne państwa centralne wydawał się być wówczas nieprawdopodobny. Kongresówka nie miała przecież dostępu do morza.  Poza tym Antoni znał drogę lądową. „Znał” czyli przynajmniej raz już ją przebył eszelonem wojskowym. Niemniej zakładam, że miało to miejsce większą ilość razy.

Antoni urodził się jako poddany cara. Chodził do rosyjskiej szkoły. Załatwiał sprawy z rosyjskimi urzędnikami. Osiem lat służył w carskiej armii. Będąc w Rosji był jakby „u siebie”. Był bardziej u siebie niż gdyby wysiadł ze statku w obcym porcie końcowym np. w niemieckim Gdańsku (Gdynia była wówczas małą wioseczką rybacką, bez portu dla statków oceanicznych) albo w austro-węgierskim Trieście. Co więcej w styczniu 1918 nie było jeszcze Niepodległej. Literacki Seweryn Baryka pokonywał drogę przez zrewoltowaną Rosję w dwie strony. „Więcej zaciekawiały Czarusia powrotne przejścia ojca, gdy się z (…) prześlizgiwał poprzez całą Rosję, ażeby dotrzeć do rodziny zostawionej w dalekim Baku. Czegóż to bowiem nie przedsięwziął, gdzie nie był, jakich nie zażył podstępów, udawań, przeszpiegów, sztuk i kawałów — jakie zniósł udręczenia, prywacje, prześladowania, niedole i męki, zanim w przebraniu za chłopa dotarł do miejsca! Dokładna znajomość Rosji, jej mowy, gwar, obyczajów, nałogów ułatwiała mu drogę i możność przedzierzgania się w różne postaci” (Stefan Żeromski, „Przedwiośnie”).

W styczniu 1918 roku było już jasne, że bolszewicy zaproponowali zawieszenie broni państwom centralnym. Mówiono głośno o pokoju z Niemcami. Pojawiała się zatem spora szansa na przejście punktu styku armii rosyjskiej i niemieckiej. Na pewno w tamtym czasie niemożliwe było sforsowanie granicy francusko - niemieckiej, która była gorejącą linią frontu wojny pozycyjnej.

Antoni był absolwentem jedynie szkoły ludowej, a po łącznych ośmiu latach służby w armii rosyjskiej dosłużył się raptem stopnia kaprala. Z postawy był niepozorny: niewysoki i drobny. Patrząc na jego zdjęcie – z twarzy był nijaki. Trudno byłoby pomylić go z arystokratą. Wiktor Suworow twierdził, że GRU rekrutowało do służby agentów właśnie nijakich, pospolitych, nie wyróżniających się. Może właśnie mało wyróżniająca się fizys Antoniego była jego dodatkowym atutem? Antoni nie rzucał się w oczy.

Rosja w tamtym czasie pełna była różnych maruderów. Pojedynczych jak i chadzających w grupach. Antoni nie był zatem na świeczniku. „Okienko transferowe” do przejścia przez mroczne czeluście piekieł właśnie się otworzyło. Na początku 1918 roku zamęt rewolucyjny dopiero nabierał rozpędu, a front wschodni Wielkiej Wojny uległ zamrożeniu. Administracja acien regime’u traciła parę. Nowa administracja jeszcze tak mocno nie okrzepła. W 1918 roku nie można było być pewnym wyniku gry o tron w Rosji. Z tamtej perspektywy bolszewicy mogli zostać rozpędzeni przez wciąż jeszcze silną Białą Rosję wspartą przez Interwenientów. Powstania tajpingów czy bokserów (potężne ruchy antysystemowe), które wcześniej ogarnęły olbrzymie połacie Państwa Środka, stłumiono według starej, krwawej receptury. Przeniknięcie przez państwo totalitarne w budowie było łatwiejsze niż podróż przez państwo totalitarne już w pełni ufundowane.

Antoni pewnie obawiał się podróży przez Rosję, ale przynajmniej potrafił wyobrazić sobie ryzyka podróży lądem. Niemniej mam wątpliwość czy Antoni kiedykolwiek wcześniej widział ocean i czy bardziej nie obawiał się podróży przez kompletnie nieznane: porty i oceany. Warto poświęcić kilka zdań nieograniczonej wojnie podwodnej. Wprawdzie ryzyko zatopienia przez okręt podwodny było minimalne, ale terror broni podwodnej budował psychozę strachu. 7 maja 1915 roku niemiecki U-20 zatopił Lusitanię. Bilans: 1198 ofiar. Wojna morska była okrutna: „podszedłem U-38 do amerykańskiego parowca na odległość pięćdziesięciu metrów i zacząłem strzelać, robiąc pociskami parę dziur w linii wodnej statku. Pierwszy strzał trafił za wysoko, jednak drugi wzorowo w linię wodną parowca. Przy trzecim strzale stało się coś strasznego. Ogromna siła wyrwała mnie z kiosku i rzuciła na pokład. Myślałem, że oberwie mi głowę. Takiej eksplozji nigdy nie przeżyłem. Amerykański parowiec pękł na tysiąc kawałków. Statek nam przeleciał nam dosłownie koło nosa” (Max Valentiner, „U -38”, Gdańsk 2005). Myślę, że taki lub podobny opis nadawałby się na pierwszą stronę jakiejś gazety wydawanej w ówczesnej Rosji. Co prawda U-boty w czasie I wojny światowej nie przypominały tych z II wojny światowej. Najczęściej atakowały w wynurzeniu i ostrzeliwały bezbronną ofiarę z działka pokładowego. Amerykanie przerzucający swe wojska do Europy łączyli zatem statki transportowe w konwoje pod osłoną zwrotnych niszczycieli. Statki odpływające z Władywostoku czy z Szanghaju nie miały takiego komfortu.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna okoliczność. Rosja sowiecka budowała całkiem nowego człowieka. Człowieka radzieckiego. W czasach terroru stalinowskiego ten nowy człowiek radziecki był już w dużej części ukształtowany. Powstał w wyniku przymusowej kolektywizacji i przymusowej industrializacji zbudowanych na dziesiątkach milionów ofiar. Przy czym kolektywizacja i industrializacja miały służyć nie tyle poprawie jakości życia ludzi ale zbudowaniu potęgi militarnej, celem jej dalszego użycia przeciwko Europie. Homo sovieticus był wówczas zobojętniały na los drugiego człowieka, wyprany z ludzkich uczuć, ślepo posłuszny państwu. Wzorcem osobowym dla radzieckiego społeczeństwa był Pawlik Morozow. Znany z tego, że złożył donos władzy na własnego ojca. Jak wspominał Władysław Anders „dowiedziałem się, że w Rosji sowieckiej każdy obowiązany jest natychmiast zameldować władzom, jeżeli usłyszy, choćby od przyjaciela, jakąś krytyczną uwagę o ustroju sowieckim. W przeciwnym wypadku odpowiada na równi z tym, który uwagę krytyczną wypowiedział” („Bez ostatniego rozdziału”, Warszawa 2007, s. 69). Niemniej z początkiem roku 1918 homo sovieticus nie został jeszcze wyhodowany. Na apokaliptyczny obraz społeczeństwa radzieckiego wyłaniający się z książek takich jak „Inny Świat”, „Na Nieludzkiej Ziemi”, „Archipelag Gułag”, „Stroma ściana” było wówczas jeszcze trochę czasu. Wspomnienia profesora Ossendowskiego pokazują, że nie bał się on prosić o pomoc zwykłych ludzi, a ta była mu udzielana. „Bardzo prędko nauczyliśmy się odróżniać wsie komunistyczne od niekomunistycznych. Gdy wjeżdżaliśmy do wsi pobrzękując dzwoneczkami uprzęży konnej, a siedzący przed domostwami starcy powoli wstawali i kryli się za wrotami, mrucząc: >Znowu jakichś diabłów towarzyszy licho przyniosło” – wtedy wiedzieliśmy, że jesteśmy wśród prawdziwych uczciwych wolnych Sybiraków” (Ferdynand Ossendowski, „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”).

Antoni mógł oczekiwać na pomoc także  ze strony zwykłych Rosjan. W carskich czasach, na szlakach wędrówek na zesłanie, miejscowa ludność, zamieszkująca terytorium Imperium, wystawiała na zewnątrz swych domostw naczynia z jadłem. Może przyjęto go życzliwie do jakiejś chłopskiej chaty? „Z okazji gości postawiono samowar. Herbata pachniała rybą, cukier był ponadgryzany, szary, po chlebie i naczyniach snuły się karaluchy” (Antoni Czechow, „Chłopi”). Czasami ludzie biedni mogli być bardziej gościnni niż ci bogaci. Roman Dybowski powołuje się na „opowiadania niejednego kolegi, co uciekając w jak najbardziej awanturniczych warunkach piechotą z Rosji lub Syberji, znalazł przytułek, pożywienie, czasem nawet ryzykowną pomoc w przejściu granicy lub linji posterunków u bezinteresownego chłopa rosyjskiego, jedynie w imię ludzkiej litości nad tułaczem” („Siedem lat w Rosji i na Syberii”, pisownia oryginalna).

Profesor Dyboski wspomina też polską rodzinę, która sama cierpiąc głód przyjęła go do stołu i nie odmówiła noclegu mając tylko jedną izbę. Jedną izbę na siedmioosobową rodzinę. Były to również czasy terroru i za taką pomoc można było trafić na rozstrzelanie pod mur…

Są wreszcie argumenty mniej poważne, ale skądinąd wydaje się, że ważne. Czy zięć Antoniego, który aspirował do rejsu niemiecką łodzią podwodną, nie znalazłby okazji, aby podkreślić wyższość tej przygody nad transoceanicznym rejsem teścia, gdyby taki się wydarzył?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

odyseja1918.pl

Odyseja 1918 Rozdział IV 77