Odyseja 1918 Rozdział V 114
114. Brak widoków na podróż lotniczą
Antoni nie miał najmniejszych
widoków na podróż lotniczą z Harbinu do Niepodległej. Dla ówczesnego lotnictwa
był to morderczy dystans. Samolot był dla Antoniego równie prawdopodobnym
środkiem podróży co księżycowy kogut Pana Twardowskiego. Co prawda, w dniach od 27 sierpnia do 25
września 1926 roku odbywał się rajd lotniczy na trasie Warszawa – Tokio (i lotnicza
droga powrotna do Warszawy). Długość trasy była imponująca. Wynosiła 10 300 km.
Pilotem był Bolesław Orliński, a mechanikiem Leonard Kubiak. Użyto wówczas w
tym celu francuskiej maszyny Bréguet 19 A2, odpowiednio zaadoptowanej do
długiego lotu. Samolot ukończył swą misję. Ukończył, choć rozpadał się powoli
jak powracający z kolejnych wojen „Nieszczęsny narzeczony Aurelii” z humoreski
Marka Twaina: uszkodzone zostało śmigło, dolny płat skrzydła, utracił poszycie
kadłuba. Silnik samolotu zaczął gubić olej. Uzupełniano go zatem rycyną. W Azji
kontynentalnej doszło do lądowania w głuszy dla dokonania niezbędnych naprawa.
Na tych perypetiach lista sensacji została zamknięta. Jakikolwiek dodatkowy
pasażer nie wchodziłby w grę. Załoga samolotu zrezygnowała z takiego „balastu”
jak spadochron czy ponton na wypadek katastrofy na morzu.
Komentarze
Prześlij komentarz