Odyseja 1918 Rozdział V 110
110. Złoto barona von Ungern
Filmowy Indiana
Jones z pewnością nie pominąłby okazji zdobycia złota. Chodzi o bajecznie
bajeczne skarby. Ściślej o łupy wojenne zgromadzone przez barona von Ungern.
Gdyby scenarzyści oparli fabułę filmu o taką historię, to z pewnością powstałby
kasowy blockbuster. W czasie gdy ta historia się wydarzyła Antoniego nie
było już w Mandżurii. Cieszył się już w Niepodległej swoją Marianną. Możliwe
natomiast i prawdopodobne, że mawiał do żony „moja złota”. To jest ten moment,
w którym warto rozejrzeć się za colą i pop – cornem.
Baron von Ungern
nie był aniołem dobroci. Nie był też typem błędnego rycerza czy romantyka
walczącego ofiarnie co bezinteresownie za wolność „waszą i naszą”. Okrucieństwo
było jego znakiem firmowym. Wszak konkurencja o taką rozpoznawalność była
wówczas duża. Bolszewicy też nie chcieli pozostawać daleko w tyle. I dalibóg
nie pozostawali. Można przywołać taki
opis pobojowiska jakie pozostawił po sobie krwawy baron: „dwie i pół godziny
jechaliśmy przez to pole śmierci. Wszędzie leżały trupy… trupy… setki, tysiące
trupów, najokropniej rozpłatanych od szyi do bioder, z odrąbanymi głowami i
ramionami (…). Przejechaliśmy obok konia, który leżał z odrąbaną prawie przy
piersi szyją. Pocięte straszliwie twarze, zdruzgotane czaszki, porozrzucane,
odcięte od tułowia dłonie składały się na straszliwą ofiarę złożoną zachłannemu
bogu wojny przez dzikie, waleczne wojska barona Ungerna” (Ferdynand
Ossendowski, „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”). Zdarzało się, że
pochwyconych jeńców baron rozkazywał zatłuc kijami.
Otóż z czasem baron
von Ungern zdał sobie sprawę z faktu, że już dłużej nie utrzyma bolszewików na
odpowiedni dystans w Mongolii. Postanowił zatem wyjechać – przez Japonię – do
Europy. Oczywiście nie z pustymi rękami. Do dyspozycji miał niemal półtorej
tony złota umieszczonego w 24 skrzyniach. Wybrał 16 zaufanych podwładnych (samych
Mongołów i Tatarów), którzy mieli przewieźć cenny ładunek konno do Hajlaru.
Stamtąd skrzynie wypełnione złotem miały trafić koleją do Harbinu i dalej drogą
morską za granicę. Baron uczynił to w ścisłej tajemnicy przed innymi, a w
szczególności w sekrecie przed swoimi oficerami, którzy mogliby potraktować
złoto jako wspólny kapitał akcyjny, w którym także mają swoje udziały. Umyślni po
cichutku zabrali ładunek, luźne konie i pomknęli w step.
Dobra sensacja musi
mieć swojego czarnego luda. W tej konwencji „dobrze” wypadają bolszewicy.
Rzeczywiście bolszewicy zwąchali, że coś się święci. Atakują żołnierzy barona
von Ungern. Po stronie Czerwonych trup ścieli się gęsto, choć mają kilkukrotną
przewagę liczebną. Ludzie barona orientują się jednak, że w dłuższej
perspektywie nie dadzą im rady. Wybierają zatem wariant taktycznego oderwania
się od przeciwnika. To synowie stepu. Dosiadają koni. Wymieniają konie juczne
na luzaki i jazda. Niemniej półtorej tony złota to nie piórko. Po kilku dniach
pościg zaczyna powoli ich dochodzić. Coraz częściej bolszewicy zbliżają się na odległość
w miarę celnego strzału. Uciekinierzy odnoszą pierwsze straty. Nie ma czasu na
pomoc medyczną ciężko rannym. Dobijają ich zatem z mauzerów. Lepsze to dla nich
niż niewola. Poza tym zabiorą ze sobą do Wieczności tajemnicę przewożonego ładunku.
Pozostali przy życiu wytrwale uciekają dalej.
Do Hajlaru
pozostało tylko 160 km. Są zatem ante portas! Niemniej uciekinierzy są
już u kresu swoich sił. Wiedzą, że nie wykonają zadania krwawego barona. Boją
się bardzo, bo żyją w czasach, w których przełożonym nie zakazuje się jeszcze
stosowania mobbingu. Zakopują zatem skrzynie ze złotem w szerokim stepie, w
miejscu znanym tylko im, księżycowi i gwiazdom. Wraz ze złotem ukrywają jeszcze
tajemniczą ocynkowaną skrzynię należącą do barona von Ungern, której zawartości
nie znają. Wkrótce wstaje słońce. Wydaje się, że zdołają umknąć. Niestety.
Bolszewikom udaje się ich dopaść. Walka jest nierówna. Tylko dwójce mocno poranionych
ludzi barona udaje się zbiec. W jakiś czas po tym bolszewicy zdobywają kwaterę barona
von Ungern. Nie znajdują tam jego głównej kasy. Co zawierała tajemnicza
ocynkowana skrzynia? Gdzie ukryto złoto? Czy ocaleni żołnierze dotarli do
barona? Czy sami wrócili się po ukryte złoto? Odpowiedzi na te pytania można
pozostawić scenarzystom filmowym. Źródłem dla tej relacji jest Kazimierz
Grochowski. Niemniej on sam przytacza jedynie zasłyszaną opowieść.
Komentarze
Prześlij komentarz