Odyseja 1918 Rozdział VI 124
124. O wojennym szczęściu i nie tylko
W drodze powrotnej
do Polski ze skromnego bagażu (zapasowych ubrań, przyborów do golenia, które
wymienił z jakimś przygodnym głodnym Niemcem za amerykańską konserwę) zięcia
Antoniego umiejętnie odchudzili towarzysze radzieccy. Ocalało niewiele rzeczy
poukrywanych w garderobie. Widocznie byli oni w większej potrzebie, skoro
połasili się na taki „łup”. W 2022 roku na liście trofiejnych artefaktów żołnierzy
Federacji Rosyjskiej plądrujących Ukrainę były pralki, zmywarki, narzędzia
elektryczne, muszle klozetowe, a nawet buda dla psa.
Niemniej zięć Antoniego mimo wszystko uważał
się za szczęściarza. W końcówce wojny był wieziony pociągiem na zachód w głąb Niemiec.
Więźniowie umierali w wagonach z zimna i głodu, ale Niemcy przepuszczali przodem
bardziej uprzywilejowane składy. Nie mieli priorytetu jako transport więźniów. Gdzie
tu szczęście? Do Drezna dowlekli się rankiem zimnego lutowego dnia 1945 roku,
kiedy miasto dopalało się po alianckich bombardowaniach. Gdyby dojechali tam
wcześniej… W dniach 13 i 14 lutego RAF i USAAF zrzuciły na Drezno tony bomb.
Pożary były tak intensywne, że powstało zjawisko burzy ogniowej. Zięć Antoniego
widział bezbrzeżną rozpacz ocalałych Drezdeńczyków. Miał przed oczyma własne
nieszczęścia. Jego bliska ciotka zginęła w 1939 roku zabita przez bombę zrzuconą
z bombowca nurkującego - Stukasa (na cel cywilny, tuż przy miejskim parku ze
stawem), swoje najlepsze lata młodości spędził pracując od świtu do nocy,
ciągle głodując i w niepewności czy dożyje następnego dnia. Niemniej – pośród
tego morza ruin – nie czuł wówczas żadnej satysfakcji. Zakochał się w jednej z
córek Antoniego „zaocznie”, widząc ją pierwszy raz na zdjęciu u kolegi
współwięźnia. Tamten jednak ociągał się z powrotem do kraju. Po powrocie do
Polski zapukał do drzwi domu Antoniego. Może będzie miał jakieś szanse?
Komentarze
Prześlij komentarz